Przeskocz do treści

O pozbywaniu się natrętów sklepowych…

29 sierpnia 2011

    Prawda to niezełgana, że mi coraz i trudniej czasu na to pisanie wyszperać, choć rzekłby kto może, że iskra zapału rozniecona gracko i tej by zapewne pokonała przeszkody.. Ano, pewnie tak, jeno że mi się przy tem przyplątały turbacyje wpodle przedsięwzięcia mego, któremu chleb zawdzięczam, a to już myśli mąci, podobnie jak i zdrowotne perypetie, których żem latami szczęśnie unikał, przecie i na Matyska przyszła kryska…

   A piszę to k’temu byście nie sarkali, że się i może czasem podpieram do archiwaliów odwołaniem, bo alternatywą będzie jeno na kołek tegoż na czas jaki zawiesić, a wiadomo jak to potem z odwieszaniem bywa… Aliści na dziś to furda wszytko, póki co na chleb i wino nastarcza jeszcze, takoż konowałom żem popędził kota, tedy dopokąd w liczbie jakiej przemożnej nie powrócą, tyle naszego:))

  Tknęła JW Paczucha themy ostatnio o natarczywcach, co gdzie po sklepowych grasują wnętrzach, skupić się nie dając, jeno pojmując swój obowiązek, by chciany czy niechciany, z pomocą i doradą się ochfiarować natrętnie… Pół biedy z niemi, jeśli kto w rzeczy samej takiej pomocy wygląda i ów subiekt mu iście z nieba spada, częściej przecie żeśmy na kupnie czego konkretnego, co już i może czasem nawet w garzci mamy, gdy się taki napatoczy jaki unterpomocnik podasystenta subiekta i dawajże swego… Ano i teraz dylemat prawdziwy, bo człek jednak chowany między ludźmi, tedy tak z punktu w mordę bić i niezręcznie i czeguś niepolitycznie…  Słuchać go znów mitrega próżna, bo jeszcze namówi na co niby lepszego (czytaj: dwakroć droższego), co się pewnie i tak rozleci po tygodniu, bo w Kitaju składane… Jakże tedy onego się pozbyć, niekoniecznie od razu na komisariacie lądując, luboż dla spokoju świętego wykupując pół sklepu?

  Ano różnych u JW Paczuchy komentatorzy przedkładali konceptów, ja powtórzę swego… A ze mną rzecz jeszcze jest więcej szczególna, bo bywalcy tuteczni znają jak ja nienawidzę po sklepach bywać, a żem przy tem gorączka, to i bywało, żem już tam czasem i może kogo potarmosić chciał i jeno Pani_Wachmistrzowego_Serca ręce przytrzymała… Z czasem przecie żem się wyumiał konceptu w swej prostocie jedynego, o skuteczności zgoła porażającej, którego zdradzę Wam darmo nawet i nieproszony…

   Owoż wyumiał żem się ja formułek kilku po madziarsku, co nie było szczególnie trudnem, skorom u Felczaka(I,II,III) terminował, a i za grzecznością i staraniem Profesora do Madziarów jeździł… Ano i gdy mi tak podchodzi który, gdy co oglądam i właśnie zrachować probuję, zali mi to koniecznie nieodzowne i w jakież znów popadnę termina, grosza wysupławszy, ów zasię z tą swoją irytującą grzecznością zawodową służby swoje poleca, natenczas ja onemu kiwam przyjaźnie łbem i rzekłszy przódzi grzecznego „Jonapotkivanok”*, przechodzę zrazu do meritum, pytając: „Hol van a mosdó?”**

  Ilem ja się już przez to gąb naoglądał osłupiałych, rozdziawionych, szczęk opadniętych, marsów na czole srogich, ilum bełkotów nasłuchał! Nic to, gęby by jeno wytrzymać poważnej, nie ośmiać się to sztuka największa… Trzeba przy tem baczyć na jegomości uprzejmie, responsu nibyż czekając i udając, że nie widzim, jako na nim koszulina czemuś znagła mokra, jako ów oczami za jakim salwerunkiem błądzi i jako tej przeklina chwili, w której ku nam podejść umyślił… Zazwyczaj taki po chwili rąk bezradnie rozłoży i uśmiechając się głupawo tyły poda, ostawiając nas w pokoju, choć bywają gorliwcy co próbują nas zażyć już to angielskim, już to niemieckim, już to rosyjskim czy francuskim… Rekordzista mi przywlókł bodaj cały sklepu personel i sam żem się zdumiał, wieleż owi pospołu narzeczy znali…okrom (szczęśliwie) madziarskiego…

   Nic to! Czego by ów nie czynił i nie prawił, w jakiembądź narzeczu i z czyjąkolwiek pomocą, my za razem każdym uśmiechamy się przepraszająco, ręce rozkładamy bezradnie i mówimy: „Nem ertem!”***  Zazwyczaj to wystarcza, choć nie od rzeczy czasem, przy szczególnie upartych zarzucić go jakiemi słowami dalszemi, do czego wybornie się nadaje poema pewna, której żem ongi tłomaczonej posłyszał i spisał:

„A család! A család! Ó, ez a család!
A család nem ad örömet, nem ad, amikor van –
de ha nincs, egyedül vagy, mint az ujjam!”****

   Pół biedy jeśli wychodzimy z niczym, gorzej gdy co iście kupujem, bo wówczas trzebaż tej farsy ciągnąć przy kasie, gdzie już wtedy ani myśleć o jakich kartach i mus gotowizną płacić, każąc sobie przy tem jeszcze rysować, wieleż to będzie etc.etc. Dwóch Wam jednak bym chciał z tychże zabaw obserwacyj przekazać i o objaśnienie prosić… Primo: dla jakiej przyczyny taki untersubiektoficyjer, jako już i tak wie, że go ni w ząb nie pojmujem, przemawia do nas nadal po polsku, jeno dwakroć głośniej i wyrazy rozstawiając, jakoby niemowlaka uczył? Mają co decybele do zdolności pojmowania?

   I secundo: jak sobie tak posłucham, co owi gwarzą między sobą, nie bacząc tępego Madziara, co się języków cudzych nie edukował, to rzeknę Wam, że to mit jaki, żeśmy ponoć bratanki i do bitki, i do szklanki… Więcej Wam rzeknę: Polacy Węgrów nienawidzą!!!

I w głowę zachodzę dla jakiej to przyczyny?

        Viszontlátászra !

____________________

*   jó napot kívánok – dzień dobry
** Hol van a mosdó? – gdzie jest toaleta?

*** Nem ertem – nie rozumiem

**** Rodzina! Rodzina! Rodzina, ach rodzina!
         Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest –
         lecz kiedy jej nie ma – samotnyś jak pies! (Jeremi Przybora)

33 Komentarze
  1. ~Vulpian de Noulancourt permalink

    1. Nie można zaprzeczyć, że to myśl przednia, jednak wymagająca przynajmniej jakiejś tam minimalnej znajomości kilku zwrotów i nerwów ze stali, żeby się nie śmiać. (A jak u Waszmości z akcentem? Bo moja małżonka do dziś z dumą wspomina, że przed laty w Paryżu, wbiegając w pędzie do toalety, usłyszała, po krótkiej wymianie typowych zdań, najpiękniejszą dla jej uszu pochwałę biegłości językowej z ust obsługującej Madame: „panienka z prowincji?”).2. A mnie na Węgrzech wszyscy częstowali zwrotem: „nem tudom!” Mówili tak, gdym próbował do nich ust otworzyć w, jak mi się wydawało, w kilku typowych narzeczach. Nie darmo fałszywy klasyk mówił: „Tanulni, tanulni, tanulni!”.3. A że wolniej wszyscy zaczynają mówić, niemotę językową widząc? No jakże to spotkać takiego, co to po polsku nie mówi? Na pewno mówi, tylko się, bidusia, skonsternował. I dlatego ze skóry wychodzą, żeby mu jakoś ułatwić: przecież, jak powie się wolno i wyraźnie, to na pewno zrozumie, nawet jeśli na nierozgarniętego wygląda.4. Sympatie i antypatie – może napotkani ludzie byli z tych roczników, które doświadczyły szczególnej uprzejmości na Keleti pu.Pozdrawiam

    • ~Wachmistrz permalink

      Ad.1 Z akcentem, nie chwalący się, niezgorzej, choć pewnie z Madziarem prawdziwem by już tak lekko nie przeszło. Przed laty gdym się w ichniej stolicy za sprawunkiem rozpytywał pewnym, to mię za Słowaka brali:)) A co się nerwów tyczy, to mam ja i na to sposobu: w najostateczniejszych terminach umiem ja imaginować sobie, że z jednym z dwanych moich pryncypałów rozmawiam i już mi nie do śmiechu, a co gorsza, nawet i czasem może jaka irytacji się pojawi nuta…Ad.2 „Nem tudom” na nasze przekładając znaczy „nie wiem”…Ad.3 Z całą to pewnością nie jest powszechne, bo jakem przed laty w Berlinie się z Niemiaszkiem pewnym dogadać próbował, to ów bynajmniej niczego wolniej nie próbował, jeno jak się był wydarł na mnie „Was?” to mi do dziś w uszach dzwoni… Francuz dla odmiany prędzej ręce do dyskursu włączy… Zatem bym zaryzykował tezy, że nasza jaka narodowa specialitas, owo mówienie jak na filmie spowolnionem…Ad.4 Odrzuciwszy myśl, że to ku mnie, jako Madziarowi, te afekta przykre, należałoby może i tem iść tropem, jeno że to zazwyczaj jest hierarchia sklepowa najniższa, ergo ludzie najmłodsi, co żadną miarą czasów gierkowskich pamiętać nie mogą… Kłaniam nisko:)

      • ~Vulpian de Noulancourt permalink

        Czasem jest na odwrót: człowiek chciałby się dogadać, a nic z tego nie wychodzi. Ot, krótkie wspomnienie własne przywołam, choć świadom jestem, że od tematu dość daleko odchodzę..Gdy kto do Państwa Środka z wycieczką jedzie na osiem, albo i dziesięć dni, ten niczego uczyć się nie musi. Zwłaszcza, że narzecza chińskie są dla Europejczyka dość trudne, głównie z powodu tonalnej wymowy, przez co mało komu spośród ludzi z tej części świata z ust wychodzi to, co sobie zamyślił powiedzieć. Gorzej, gdy kto na dłużej tam zakotwiczył i od czasu do czasu coś sam musiał kupić; już to w sklepie, już to na rynku.Znaleźć jakieś rozmówki, słowniki itp. nie jest wcale trudno. Przy odrobinie dobrej woli można wydukać, czego się na półkach, czy ławach wypatruje, a sprzedawca będzie zwykle ze skóry wyłazić, żeby długonosego barbarzyńcę na cenie oszukać, więc we własnym interesie będzie się starał zamorskiego diabła obsłużyć. Bywa jednak tak, że Chińczyk nas zrozumie, ale będzie chciał coś doprecyzować, o coś zapytać, czego w ogóle nie braliśmy pod uwagę, do zakupów się przygotowując. No i stoimy jak ta żona Lota, bo kupiec, nas już przecież zrozumiawszy, powtarza swoje pytanie po raz kolejny. Mając wizję zarobku nie zniechęci się tak łatwo i powtórzy jeszcze raz i jeszcze, teatralnie wymawiając tony. W końcu i dla niego to nic dziwnego, gdy klient, nawet z obywatelstwem chińskim, jest z innej prowincji, gdzie wymawia się trochę inaczej, więc pewnie tak samo jest z lakunim, który przecież wcale, wcale rozpoczął rozmowę. No i zwykle dochodzi do tego samego momentu pełnej klęski, gdy trzeba przyznać się do tego, że jest się analfabetą: kupiec sięga po kartkę i długopis, po czym pisze kilka znaczków przypominających pokłębione nitki i podsuwa pod nos. No bo przecież, nawet jeśli cudzoziemiec mówi manierą jakiejś innej prowincji, to musi umieć pisać, skoro wygląda na niegłupiego?Pozdrawiam

      • Wachmistrz permalink

        A toż było czortowi kartkę wyrwać i samemu napisać, jeno łacińskimi, o coż idzie… Teraz niechaj on się martwi!:)) Kłaniam nisko:)

  2. eremi@amorki.pl permalink

    Byłam na Węgrzech i mam znajomych Madziarów, co to u mnie rok z okładem mieszkali. Osobiste kontakty z Madziarami są bardzo miłe. Ale ogólnie lud ten jest bardzo niemile usposobiony do obcych nie zaprzyjaźnionych osobników rodem z Polszy. Do mnie i mojej rodziny są dość mile ustosunkowani, bo nazwisko nasze jest bardzo popularne na Węgrzech i wszyscy nam się zawsze pytają, czy nasze korzenie stamtąd pochodzą. Nie wiedzą jednak, że to nazwisko tak u nich popularne przybyło na ich ziemie z ziem naszych ojczystych, a dokładniej z okolic Grunwaldu, gdzie to pomieszkiwali przodkowie mego męża jeszcze setki lat przed bitwą pod Grunwaldem, a którzy to przy podziale dzielnicowym Polszy uciekli wraz ze swoim panem, by głowy swoje i swoich krewnych ocalić z rzezi bratobójczej o władzę. Tak się przodkowie rozplenili na uchodźstwie, że dzisiejszym czasem już jako swojaków traktują ten ród Madziarzy. Do ojczyzny po latach powróciła nieliczna grupa krewniaków. Niezbyt się im potem na ziemiach rodowych wiodło. Ród wymierał, bankrutował i wysprzedawał dobra. Dziś już tylko skromne dwie linie rodowe się ostały. Jedna – nasza – powiązana z Świętokrzyskiem i Wielkopolskiem, a druga ze stołeczną gminą. Co bogatsze gałęzie rodu poprzez stulecia zmieniały i uszlachetniały swe nazwisko. My dumni z tego, że nasze od tysiąca lat niezmienne i można je znaleźć w starej formie w kronikach Polski jeszcze z X wieku.

    • Wachmistrz permalink

      Zacności rodu zatem mi jeno powinszować i za dalszą przyrastającą chwałę przepić:)) Takoż relacyj z Madziarami spolegliwych:) Choć nie posuwa nas to do przodu w kwestyjach podniesionych…:) Kłaniam nisko:)

      • eremi@amorki.pl permalink

        Dzięki za przepitkę. Ród nasz podupadły od wieków, więc mu się to przyda…:) Madziary skore do przyjaźni jedynie, gdy osobiste mają koligacje lub interesa spore prowadzą z naszymi rodakami.

      • eremi@amorki.pl permalink

        A Polacy im nie zostają dłużni…:)

      • Wachmistrz permalink

        Poczynam się zastanawiać, czy jest gdzie między jakiemi bądź nacyjami jaka sympatia bezinteresowna zgoła i niczego nie czekająca… Przez lata całe żem dumał, że ofiarami afektu takiego, i jak afektów większość: ślepego, żeśmy my sami: dawniej do Francuzów, zasię do Amerykanów, ale dziś tom i tego niepewny… Z wtórej zaś strony, czyż naród nie powinien się kierować w postępkach swoich egoizmem zdrowym? Kłaniam nisko:)

  3. ~Ewa z Bagna permalink

    właśnie w zaciszu własnej paginy pisać zaczęłam noty o tym jak themy od innych blogujących ciągniemy… i co widzę: Waść też ulegasz. Człek żeś nad człeki- poczciwy, czy też sądzisz że tu się nam niemała familia wirtualna tworzy o więzach coraz ściślejszych?

    • Wachmistrz permalink

      Czy bym to uleganiem zwał? Doprawdy nie wiem… Nie szukam ja tematów u nikogo, bo dzieje minione mi ich już dawno dostarczyły tyle, że żywota zbraknie opisać, przecie tu nie o to idzie… Ot, po prostu, za lekturą jaką, czego tam u kogo, się jaka klapka w memoryi roztwiera własnej i człek przypomina faktów czy myśli, z dawna w niepamięci zagrzebanych, które czasem po takiem małem „zmartwychwstaniu” na tyle się pouczającemi, luboż zabawnemi zdają, że się chce pisać o nich… Czasem się jeszcze i później pokazuje (choć tego tekstu to się nie tyczy), że się tak jeno zdawało pochopnie, że skórka wyprawki warta…:)A czy się grono jakie tworzy zacne, to już nawet i responsować nie ma potrzeby, toć gołym widać okiem…:) Insza, że owa familia wykrusza się chyżej, niźli żołnierz na wojnie…:(( Kłaniam nisko:)

      • ~Ewa permalink

        niestety masz Waść rację, ale rady na to już żadnej … witam zmęczonym popołudniem a jeszcze wieczór przed nami nielicho w roboty zaplanowany, a co u Waści?

      • Wachmistrz permalink

        A i u mnie trudu nie zabraknie, tedy com miał przepić dziś, wypadnie jutro:) Przy tem z konowałami wojuję, cożby mię najradziej zamrozili na jakiego nowego „Człowieka z lodu”:) Kłaniam nisko:)

  4. ~Morgana permalink

    Witaj Wachmistrzu…czy wybaczysz brak staropolskiej pisowni?Na temat chętnie się wypowiem. Zakupy- owszem, ale tylko te niezbędne ubraniowe i szybkie. Wiem, jak kobiety uwielbiają przymierzać, wybrzydzać, chodzić godzinami po galeriach. Ale, to nie ja. Dla mnie rzecz musi być wygodna, potrzebna i cenowo przystępna. Ulubionym moim ekspertem modowym jest 19- letnia córka. Ubiera mamę młodzieżowo i gustownie i o to przecież chodzi, nieprawdaż? :)Pozdrawiam serdecznie ;)Jeżeli pozwolisz- dodam do ulubionych linków?

    • Wachmistrz permalink

      Nikomu tu (poza mną) nie masz obligu, by się w uwagach swoich do polszczyzny akomodować dawnej:)) A że niektórzy próbują, a nawet udatnie, to już jedno osobiste talenta i jaka próba klimatu uszanowania, co nader miłe, choć do różnych wiedzie skutków… Tandem: nie mam ja tu nic do wybaczania i każdy podług chęci i woli tu pisuje własnej:) Na modach się nie znam, ale skoro Wy, wielekroć więcej w tejże materyjej zorientowane, tak rzecz postrzegacie, to tak też i być musi, a mnie za sposobnością powinszować z córą relacyj, które przecie nie w każdej familii tak wyglądają zacnie:) A i pozwalać nie mam ja tu czego, przeciwnie, to dla mnie honor będzie extraordynaryjny…:) Kłaniam nisko:)

  5. ~Babka z Gdyni permalink

    Węgrzy mi zawsze mili byli, odwiedzałam ten Kraj wiele razy w młodości i zawsze doświadczałam sympatii,Nawet mnie ichnich brzydkich wyrazów poduczali,których nie zacytuję, przeklinają bowiem niezykle pefidnie. Tam nwet starsza nobliwa matrona nie wstydzi się użyć mocniejszych zwrotów.Budapeszt uwielbiam i nic mi nie robi,że dziś wyprawa tam to „ściema’,bo trzeba koniecznie na Karaiby. Samo miasto dostarcza tyle atrakcji,że starcza za wszystko.Jedyne czego nigdy nie polubiłam,to holasly ,czyli zupa rybna , po której pysk wykręca, jak po occie siednim zlodzieji, ( nie kwaśna,tylko taka pieprzna)!!Pozdrawiam.

    • Wachmistrz permalink

      Byłżem ongi (z Felczakiem) goszczonym w domu u Istvana Kovacsa, autora książki o Bemie i późniejszego konsula madziarskiego w Krakowie, który na cześć naszą właśnie halaslo gotował… na jakie dni trzy przed przyjazdem naszym poczynając… Zaklinał się później, że jego przepis tradycyjnym najwierniejszy z rozpiską gotową, co dnia którego i w jakiej dodawać kolejności i tłomaczył, że owa pieprzność zbyteczna jeno wtedy stosowaną jest, gdy smak ryb nie nadto świeżych zabić trzeba…:) Kłaniam nisko:)

  6. Nitager permalink

    A ja świadkiem byłem, jeszcze schollarem będąc, gdy pewien doctor probował wytłomaczyć coś innemu studentowi, o nieco ciemnej karnacyi. A ten udawał, że ni diabła, nie pojmuje, bo o tem jeno marzył, aby doctor pokój mu dał. Gdy więc spytał, po jakiemu ma mu tłumaczyć, ten, śmiech z trudem tłumiąc, odrzekł, iże po portugalsku jeno. Aleć trafił frant na franta, bo doctor w pół słowa na portugalski przeszedł, mówiąc tak samo płynnie, jakoby w oiczystej mowie, wszystkich obecnych niezmiernie zadziwiając 🙂

    • Wachmistrz permalink

      Czapki jeno przed talentami uchylić takiemi i podziwiać mi najszczerzej…Angolańczyka i jam miał przez czas niejaki początków żakostwa mego w mej grupie, czego dalibóg nijak żeśmy pomiarkować sensu nie umięli, bo się nam zdawało, że ten kraj tak srodze wojną doświadczony winien raczej inżynierów i doktorów potrzebować, nie zaś historyków… Po czasie niejakiem żeśmy pomiarkowali, że to pewnie forma jakiej nagrody była dla partyzanta wielce zasłużonego, bo ów w rzeczy samej niczem ku nam nie przystawał, z czego karnacyja nawet i najmniejszą była turbacyją… Ów mało co, a by ojcem mógł być niektórym z nas, przy tem nie skrywał, że białych nie lubi, a ilu ich zarżnął, to chwalić się nie będzie… No i przy tem, nie dosyć, że był dowcipu mizernego, to i ochoty ku nauce nie przejawiał nijakiej i dnia którego zwyczajnie zniknął z żywota naszego, ku uldze niemałej wykładowców naszych, którzy go ni w ząb nie rozumieli, gdy w ferworze dość rychło przechodził z łamanego polskiego na swój jaki plemienny… Kłaniam nisko:)

  7. ~Torlin permalink

    Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát

    • Wachmistrz permalink

      Waść żeś powiedział…:) Choć nie zawsze tak i bywało… Starczy choćby Długosza poczytać o tem, jak krakowiany Madziarów z otoczenia królowej Elżbiety „płoszyli” (czytaj: mordowali, wypruwali flaki i dowodzili, że to nie prażanie wymyślili defenestrację)… Kłaniam nisko:)

  8. ~andante permalink

    Ostatnio pod kurortami cesarskimi i tamże przechadzałam wedle zakupów , ot takich drobnych tudzież odkrytek na pozdrowienia szukałam. Nie powiem nawet sobie radziłam, ale też nieprzesadnie lubię bywać po składnicach czy kramach. Napatrzyłam się na anielska cierpliwość tamtych oferujacych. Żadna z nich nie robiła wrażenia , ze odsiaduje wyrok. Tym nie mniej jednak wolę muzea czy skanseny charakterystyczne dla danych miejsc. Jednakowoż stanowczo protestuję jako rodaczka – nie należe do tych , którzy nie lubia Węgrów. Mimo, ze nic nie rozumiem z ich mowy szczerze szczerzę się do nich i to musi wystarczyć. Pozdrawiam. Vale!

    • Wachmistrz permalink

      Cóż… powiadają, że jak nie wiadomo, o coż idzie, to najpewniej o pieniądze… Zapewne gdyby się kto zarobkom owych przekupniów przyjrzał i z naszemi porównał, rzecz by się pewnikiem zrozumiałą stała. Choć i mnie to mierzi, gdy przekupień, zda się, że łaskę mi czyni, że czego objaśni luboż przedać raczy… Kłaniam nisko:)

  9. ~Lotka permalink

    Warto więc przed wyprawą nauczyć się podstawowych zwrotów aby umieć odpędzić to ” licho” natrętne. Nie daj się Waćpan choróbskom i przepędź medyków na cztery wiatry od siebie, jak najdalej… . Zimną woda polewaj się rano, na sen dobrej nalewki pokosztuj i świeżego powietrza sobie nie żałuj. Pozdrawiam ciepło, słonka życzę.

    • Wachmistrz permalink

      Pokosztowałem zimnej wody i powietrza świeżego, zaczem naleweczki podług wskazań żem sobie nie żałował:)) Medyków przepędzam, jeno że tu zdradą mi pachnie w szeregach własnych, bo Pani_Wachmistrzowego_Serca onych stronę trzyma…:(( Kłaniam nisko:)

  10. Anna_2007 permalink

    Ja po prostu mówię, że dziękuję za pomoc. Teraz przypomniał mi się dowcip, którego nie będę tu opowiadać, ale chodzi o to, że klient mówiący niewyraźnie chciał kupić „chacheochachynki” ( a może” haheohahynki”). To może być wspaniały sposób na odstraszenie natrętnego sprzedawcy, choć niekoniecznie, bo może się dopytywać, jak takie coś wygląda.Pozdrawiam wieczorową porą.

    • Wachmistrz permalink

      Gdybyż to takiem prostem było…:) Przeważna część tych gorliwców się zwykłem podziękowaniem zbyć nie daje, najczęściej o tem z punktu wywód poczynając, co niebacznie w tęku mamy, luboż na cośmy nieszczęście spojrzeć mięli… Za owej facecji sposobnością spomniało mi się, jakem za lat wielce młodzieńczych i za nieboszczki Peerelki czasów jeszcze, przez kompanionów podbechtany swoistego przeprowadził experimentum. W setce bodaj sklepów warzywnych, żelaznych, spożywczych, tudzież trafikach z tytuniem i gazetami, żem się dopytywał, czy są bukoliki. I z tejże setki raptem jeden pojął, że sobie zeń dworujemy, a ze trzy może przedające się zainteresowały tem, cóż to być może, jakże wygląda, jak pakowane i z asortymentu jakiego. Pozostali wszytcy jednem chórem warczeli „nie ma”, a czasem i nieproszeni dodawali, że nie wiedzą, czy i kiedy owe bukoliki szansy być mają… Kłaniam nisko:)

      • Anna_2007 permalink

        Dziękuję, Mości Wachmistrzu za rozśmieszenie mnie z samego rana. Kiedyś spytałam sprzedawczynię, czy bardzo drogie buty są szyte złotymi nićmi, ta po obejrzeniu butów stwierdziła, że zwykłymi. Czyli że można sobie nieco podworować z Bogu ducha winnych ekspedientek, które muszą wykazywać się gorliwością nakazaną przez szefa.Ciekawa jestem, czy ktoś nagabywanych przez Waćpana, zajrzał potem do słownika, aby sprawdzić, czym są owe bukoliki;) Serdecznie pozdrawiam.

      • Wachmistrz permalink

        Nie pomnę już jakiego tośmy z Panią_Mego_Serca kupowali utensylium domowego, bodajże jakiego grającego sprzętu i gdyśmy ceny dojrzeli, to Pani_Mego_Serca jęknęła, że on chyba ze złota robiony. Na to subiekt- mężczyzna i bynajmniej nie młodzik – ze zgoła śmiertelną nam rzekł powagą, że on to może otworzyć, byśmy sprawdzić mogli, aliści jak tam jakiej folii zerwiemy, to już umarł w butach: mus kupić… Co się zaś buikolików tyczy, to głowy nie dam, aleć lat parę potem żem tego komu tam opowiadał, kogo ta tak rozbawiło, że rejzy przedsięwziął podobnej. Gdzie bywał, kogo pytał… najmniejszego ja nie mam pojęcia, ale że w nieodległej pomieszkiwał okolicy, to i być może, że o jakie zawadził też same, co i ja przed laty. Ano i jak wyznał później, w kilku się nabrać nie dano i my głowy za facecje zmyto… Jeno czy to na karb złożyć jakich doświadczeń uprzednich, czyli też się może pokolenie sprzedawców na choć trochę uczeńsze zmieniło, nie wiedzieć mi… Kłaniam nisko:)

  11. ~Inguna permalink

    Witam ! Ta plaga sklepowych uprzejmości coraz powszechniejszą się staje. Na takie zakusy w stosunku do mojej osoby odpowiadam „dziękuję na razie oglądam” i z reguły mam asystenta za plecami. dopuki nie wyjdę za drzwi. Nie przepadam za zakupami, chyba że w zoologicznym dla swego pupila.Zmartwiła mnie wieść o szwankującym zdrowiu Waćpana. Może jakieś dobre suplementy diety? Ostatnio testuję takowe na sobie z dobrym skutkiem. Zyczę również pomyślnych wiatrów w interesach. Ukłony ze słonecznego Podkarpacia !

    • Wachmistrz permalink

      Jakem już JWP Annie responsował, przeważna część owych gorliwców podziękowaniem się zbyć nie daje, choć przy głosach Waszych zgodnych, zastanawiać się poczynam, azali nie rzecz w rodzaju sklepów, których Wam i mnie nawiedzać przychodzi, luboż może to we mnie jest kwestyja, że nie wiedzieć czem budzę u owych subiektów przemożnej chęci pogwarzyć akurat ze mną… Nie wiem zali są na kręgosłup jakie diety, bo jakby się tem jeno opędzić dało, to bym i może rad spróbował. Póki co mi jakiej zafundowali egzecyrki tudzież chcą mnie niczem jaki półtuszek we chłodni zamykać… Może na to bym skruszał? A za życzenia względem interessów przesądnie nie dziękuję, choć wdzięczny jestem ze serca całego:) Kłaniam nisko:)

  12. ~paczucha permalink

    :)) Pokłony niskie.

Dodaj komentarz